Mówili, bądź jak Grek... - Zakynthos - wyspa na Morzu Jońskim

Jeśli istnieje poprzednie życie, to ja z pewnością byłam w nim Greczynką. A jeśli nie byłam, to będę w przyszłym 😉. Kocham Grecję i Greków za ich niesamowity spokój, za radość życia. Świat pędzi nie wiadomo dokąd, a w Grecji: siga-siga! Takie slow-life po grecku. W Grecji żyje się piękną chwilą, celebruje się momenty - wspólne posiłki, zabawę, przerwę na kawę, która trwa cały dzień (!), i komboloi, z którym mężczyźni są zespoleni. To wszystko razem ze wspaniałymi widokami, pyszną kuchnią i piękną pogodą sprawia, że człowiek w jednej sekundzie zapomina o troskach, które zostawił w kraju. Bądź jak Grek! Siga-siga! Zatrzymaj się! Popatrz! Posmakuj! Pomyśl! Zachwyć się życiem! Tak nas przywitała duża Wyspa Jońska Zakynthos. Turkusowe morze, białe klify, cudna roślinność to wizytówka tego miejsca. Wenecjanie nadali wyspie przydomek "Fior di Levante", czyli kwiat Orientu. Przez wieki wszystko tu kwitło - od roślinności po sztukę. Niegdyś na wyspie stały rezydencje w stylu włoskim, ale niestety po olbrzymim trzęsieniu ziemi w 1953 roku miejsce to zostało zniszczone niemal w 100 procentach. Ludność masowo zaczęła wyjeżdżać na sąsiednie wyspy. Dzięki programowi rządowemu i zapomogom udało się namówić część mieszkańców do pozostania i odbudowy. Zakynthos narodziło się na nowo i mimo, że cała Grecja to obszar mocno sejsmiczny a ziemia trzęsie się często, ludzie żyją spokojnie i szczęśliwie.
Po wylądowaniu na lotnisku nieopodal stolicy Zante, błyskawicznej odprawie celnej i przejechaniu około 20 kilometrów, znaleźliśmy się w naszym hotelu w miejscowości Tsilivi na wschodnim wybrzeżu.

w tle widoczna przepiękna Kefalonia


Mieszkaliśmy w hotelu tuż przy plaży, którą można było dotrzeć do dwóch krańców miasta. Samo miasteczko bardzo przyjemne, z dużą ilością hoteli, sklepików, knajpek, które zaczynały żyć po zmroku, jak już wysmażeni na słońcu turyści tłumnie udawali się na kolację. Nieopodal naszego lokum znaleźliśmy maleńką kapliczkę, która oczywiście urzekła nas wspaniałymi ikonami wewnątrz.






Prawie codziennie spacerowaliśmy wzdłuż wybrzeża podziwiając zatoki, w zatokach małe hoteliki i cudną roślinność. 






codziennie spoglądaliśmy na majestatyczną Kefalonię, dokąd wkrótce mieliśmy się udać




Podziwialiśmy również samo miasto, przyglądając się jego mieszkańcom w codziennych czynnościach. Nieodzownym widokiem na ulicach Tsilivi były także koty oraz wygrzewające się na słońcu jaszczurki.







Spokój tego miejsca oraz jego urok spowodował, że byliśmy pewni, że będą to nasze wielkie greckie wakacje 😎. 
W 2016 roku przez chwilę byliśmy Grekami 😀!



cdn.
K+L





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trzy kraje w osiem dni, czyli jesteśmy Japończykami - wybrzeże Costa de la Luz

Właściwie miałam dokończyć opisywanie wyprawy do Turcji, ale muszę ten ostatni wpis odsunąć na kiedy indziej, bo właśnie wróciliśmy z Wybrze...