Królestwo Afrodyty - Cypr, czyli na granicy dwóch światów / odsłona druga - Agia Napa i przylądek Cavo Greko

Jak już wcześniej wspominałam po Cyprze bez problemu można poruszać się komunikacją podmiejską. Nie jest to informacja bez znaczenia, ponieważ (o czym przy innej opowieści) Grecy są zupełnie na bakier z czasem (co za tym idzie również coś takiego, jak rozkład jazdy to nikomu niepotrzebna rzecz). W tym przypadku jest zupełnie inaczej, a to oznacza, że jak dokądś pojechałeś autobusem to również i wrócisz i to na dodatek o czasie 👍.
Zaopatrzeni w tę wiedzę, zakupiwszy bilety po 1,50 euro w jedną stronę wyruszyliśmy z Protaras do Agia Napa, by w drodze powrotnej zatrzymać się w urokliwym miejscu, jakim jest przylądek Cavo Greko. Musieliśmy tylko uważać na to, aby stanąć na właściwym przystanku (lewostronny ruch powoduje, że człowiek musi dwa razy pomyśleć, jeśli nie chce pojechać w przeciwną stronę). Agia Napa (niegdyś wieś) to obecnie tętniący życiem kurort, który porównywany jest do hiszpańskiej Ibizy. To miasto, które nie zasypia. My jednak wcale nie wyruszyliśmy tam, aby zakosztować życia nocnego. Wręcz przeciwnie - pojechaliśmy, aby usłyszeć ciszę w środku miasta. Dosłownie. Klasztor Agia Napa stoi dokładnie pośrodku kurortu i zupełnie nie wiem jak, stanowi enklawę spokoju. Jest to bizantyjsko - wenecki zabytek, jak wyczytałam jeden z ostatnich weneckich budowli na Cyprze. Kościół jest wykuty w skale nad jaskinią, w której pies myśliwski znalazł starą ikonę Matki Bożej. Miejsce to jest urokliwe i magiczne - po przekroczeniu murów jesteśmy zupełnie odcięci od hałasu ulicy. Na dziedzińcu jest przyjemnie rześko, można odpocząć od upału.







Jako, że Cypr to ulubione miejsce par młodych, to co chwila napotykaliśmy się na nowożeńców. Również i na dziedzińcu klasztoru jedna z par pozowała do zdjęć 😉

Nowożeńcy ;)
Grecy, a więc również i cypryjscy Grecy nie trzymają zwierząt w domach. Mnóstwo psów i kotów przesiaduje na ulicach. Podczas innej podróży po Grecji kontynentalnej widziałam nawet klatkę z ptaszkiem zawieszoną na gałęzi drzewa przed domem. No cóż - co kraj to obyczaj. Koty są wszechobecne. W klasztorze również je widzieliśmy. Pewnie szukały schronienia w cieniu i kontemplowały ciszę 😻.




Po przejściu przez mury obronne klasztoru trafiliśmy wprost do portu, gdzie nad samym brzegiem morza znajduje się mnóstwo restauracji, z których wydobywały się zapachy pysznego jedzenia.






Po zwiedzeniu Agia Napy udaliśmy się na przylądek Cavo Greko. Jest to najbardziej wysunięta na południe część wyspy. Idąc od głównej drogi, po około 4 kilometrach dotarliśmy na sam cypel. Tak po prawdzie to na końcu przylądka znajduje się wojskowa baza NATO (których mnóstwo na Cyprze), która skutecznie uniemożliwia dotarcie na jego skraj. Idąc drogą wysuszoną na wiór od gorąca, mijaliśmy cudnej urody zatoczki, w których można nurkować. Woda krystalicznie czysta, widoki zapierające dech w piersiach i czerwony pył unoszący się nad ziemią (wcześniej pisałam, że cypryjska ziemia ma kolor czerwony). My dzielnie maszerowaliśmy pieszo, jak na prawdziwych włóczęgów przystało, w trudzie i znoju, pot kapał z czoła a nogi mieliśmy brudne aż do kolan, ale wielu turystów wypożycza buggy lub kłady i nimi ujeżdża robiąc mnóstwo hałasu. Niektórzy wolą na skróty. Byli na przylądku? Byli... Widzieli zatoczki? Nie widzieli...Ale byli ;)











Po kilku godzinach marszu w pełnym słońcu, w niemocy, ale za to bogatsi o nowe wrażenia czekamy na autobus i wracamy do bazy... znaczy do hotelu.

Padnięty piechur ;)


K+L









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Trzy kraje w osiem dni, czyli jesteśmy Japończykami - wybrzeże Costa de la Luz

Właściwie miałam dokończyć opisywanie wyprawy do Turcji, ale muszę ten ostatni wpis odsunąć na kiedy indziej, bo właśnie wróciliśmy z Wybrze...